Marek Walczyk – wędkarski mistrz
Ryby w życiu Marka Walczyka były od zawsze. Zdobył wiele medali na mistrzostwach świata, Europy, nie mówiąc o krajowych. Jak tylko czas pozwala, zabiera wędki i łowi
Ryby łowi od dziecka. Nad rzekę Marka Walczyka zabierał ojciec. Sam nie łowił, tylko pilnował małego wędkarza. Później na ryby chodził z mamą. Ona godzinami spacerowała przy brzegu rzeki czytając książkę, a on łowił. Gdy dorósł zaczął łowić sam.
Potem przez pewien czas jeździła z nim żona, ale zrezygnowała. – Żona bardzo mnie wspiera. To mój taki dobry duch, orędownik – zaznacza pan Marek.
26 lat…
Pierwszą wędkę kupił w Pewexie w Krakowie, a pierwszą rybę złowił w Wisłoce– to była brzana. Najpierw łowił na spławik tzw. przepływankę, potem był spinning. W końcu przyjaciel zaraził go łowieniem na muchę. Trwa to już 26 lat. Łowi głównie pstrągi, lipienie i głowacice. – Muszkarstwo to bardzo aktywna forma łowienia – mówi Marek Walczyk. Łowi się w spodniobutach, niejednokrotnie stojąc po pas w wodzie.
Na początku łowił na muchę tylko rekreacyjnie. W 1985 roku obserwował zmagania wędkarzy w mistrzostwach świata, które odbywały się na Sanie. Wtedy zrodził się pomysł, żeby spróbować swoich sił w zawodach. – San to najpiękniejsza rzeka na świecie, niezwykle urokliwa, spełniająca oczekiwania najbardziej wybrednych wędkarzy muchowych. Na niej się wychowałem – dodaje wędkarz.
Jedne z najpiękniejszych zawodów to rozgrywane do dziś na Sanie – Jesienny Lipień. – Łowi się jedną metodą na suchą muchę. To kultowa metoda. Mucha porusza się po powierzchni wody, a wędkarz ma stały kontakt wzrokowy z przynętą i rybą – mówi pan Marek.
Ma „nosa” do szukania ryb. – Obserwując dany odcinek rzeki bardzo szybko potrafię sprecyzować miejsce, w którym ustawione są ryby – mówi z uśmiechem.
Największa ryba jaką złowił to 22 kilogramowy łosoś o długości 129 cm w rzece Pulaski w USA.
Starty w zawodach
Swoje starty w zawodach zaczął od mistrzostw Polski. Szybko przyszły pierwsze sukcesy. – Apetyty rósł w miarę jedzenia. Zaczęło mnie coraz bardziej ciągnąć do startu w zawodach, a tym samym miałem mniej czasu na prywatne łowienie – zaznacza. Profesjonalne wędkarstwo wymaga więcej wyrzeczeń, poświęcenia czasu, dłuższych przygotowań do startu w zawodach.
Los mu sprzyjał
Marek Walczyk zdobył wiele medali na mistrzostwach Europy, nie mówiąc o krajowych. Należy do Koła nr 1 w Jaśle, w kadrze Polski jest od 12 lat.
Jednak najważniejszy jest złoty medal z mistrzostw świata w Kemi (Finlandia) w 2007 roku. Na zawody pojechało pięciu zawodników, rezerwowy, trener i kierownik drużyny.
Zawody trwają trzy dni, poprzedzone są losowaniem kolejności sektorów i stanowisk. Łowi się w pięciu sektorach, przez pięć trzygodzinnych tur. Łowi się tylko pstrągi i lipienie. Złowione ryby podczas jednej tury decydują o zajętym miejscu w sektorze. Suma punktów zdobytych w pięciu sektorach decyduje o zajętym miejscu. Ważna jest długość ryby. – W każdych takich zawodach potrzebny jest łut szczęścia, który następnie trzeba perfekcyjnie wykorzystać. W Finlandii los od początku mi sprzyjał, a łowiło mi się super – wspomina pan Marek. Warunki były trudne. Rzeka z wielkimi głazami i wartkim nurtem.
Szczegóły w numerze – strona 7.
Marzena Miśkiewicz
Tygodnik Nowe Podkarpacie