Józef Broda: "Nie czuję się człowiekiem skansenu"
Genialny multiinstrumentalista, budowniczy instrumentów ludowych, charyzmatyczny pedagog, ojciec Joszka Brody – Józef Broda był współprowadzącym Międzynarodowego Festiwalu Folkloru Karpat. Z muzykiem rozmawiał portal Jaslonet.pl
Kuba Kowalczyk: Czym jest muzyka?
Józef Broda: Gdyby przyjąć starożytne określenia z Hellady, jest to napój, który odradza duchowość człowieka, jest to coś, co jest miksturą poza verbum, coś, co jest ukorzenione z jednej strony w bycie ziemskim, a z drugiej przebija się w stronę kosmosu. Tak na to należy patrzeć, jest to łącznik między światem ducha a światem materii.
– W muzyce dla pana najważniejsze jest poszukiwanie i odkrywanie nowych dźwięków?
– Proszę popatrzeć na dziecko, które zaczyna obserwować mrówkę, ono ciągle obserwuje, doświadcza. Ten świat po to jest żebyśmy go doświadczali, żebyśmy nie byli papugą – bo przecież możemy być jak paw, który pokazuje swoje kolorowe pióra i niekiedy ktoś chce się przy tym zatrzymać – a nie powtarzali i naśladowali.
– Czym jest muzyka ludowa dzisiaj? Czy to punkt wyjścia do czerpania inspiracji, a może to skansen, który odwiedza się po to, aby zobaczyć jak dawniej tworzono muzykę?
– To dość prowokacyjne pytanie, więc odpowiem w podobny sposób. Muszę się schylić i podnieść spod nóg listek. Dwa dni temu tłumaczyłem muzykom z rodzącej się, bardzo ciekawej orkiestry dętej z okolic Warszawy, jak mogły wyglądać pierwociny tego co jest w klarnecie i to jest kawałek zerwanego listka. (w tym momencie pan Józef Broda zagrał na zerwanym z ziemi listku – przyp. red.)
Czy ja się czuję człowiekiem skansenu? Absolutnie nie. Na studiach, które kończyłem, a trochę się tego uzbierało, nikt mnie nie uczył grać na liściu. Liść był dla mnie – powiedziałbym – kluczem do porozumiewania się czy to na Tajwanie, czy w Szkocji, czy w Kanadzie zawsze tam spotykałem się z zainteresowaniem ludzi, którzy choć na chwileczkę przystanęli.
Pamiętam takie zdarzenie w dzielnicy łacińskiej w Paryżu, kiedy spotkałem Indianina, który grał na swoim instrumencie, ja zacząłem grać na swoim. Spotkaliśmy się, szukając siebie poprzez dźwięk, wymieniliśmy instrumenty i rozeszliśmy się. Co może być bardziej ciekawego? Czy ja jestem skansenem? Czy chciałem go do czegoś przekonać? Nie, podzieliliśmy się tylko.
– Czego więc muzyka ludowa uczy? Innej optyki w patrzeniu na świat?
– Mój dawny uczeń, który przechodząc korytarzami muzeum pieśni w Nowym Yorku, usłyszał jakąś pieśń. Efekt był taki, że odnalazł tego człowieka, który ją wykonywał i wylądował w Istebnej i siedział ze mną pół roku. Gdy później przywiózł zdjęcia i nagrania, okazało się, że pierwszy raz odwiedził, pod wpływem kontaktu ze mną, wioski indiańskie. Przedtem jako obywatel Ameryki, nie miał takiej potrzeby. Trzeba było przyjechać do Europy, spotkać się z Brodą, żeby patrzeć inaczej na świat.
Jaslonet.pl
– – –
Czytaj więcej:
Wspaniale, Panie Józefie:)))