To nie mój wstyd…
Z Józefem Bocheńskim, synem ostatniego komendanta Obwodu Jasło komisarza SG Józefa Marii Bocheńskiego, kawalera Orderu Virtuti Militari, zamordowanego w kwietniu 1940 r. w Katyniu przez sowieckie NKWD
rozmawia Marzena Miśkiewicz
– Stoi Pan przed swoim domem, z którego wyszedł Pan 31 sierpnia 1939 roku…
– Byłem ewakuowany jak rodzina wojskowych i przeszedłem przez wschód Polski, gdzie zajęli nas Sowieci, zabrano mi buty, moją matkę pobito, dlatego, że była żoną oficera. Szliśmy nocami, trzy tygodnie do Generalnej Guberni do tych, przed którymi uciekaliśmy. Wstyd, że do Niemców, ale to chyba nie mój wstyd. Kto inny powinien za to odpowiadać.
– Wrócił Pan tutaj po kilkudziesięciu latach…
– Z matką nie mogłem wrócić do Jasła, bo byliśmy wyklęci, mój ojciec był oficerem wywiadu tzw. dwójkarz, czyli oficer II oddziału sztabu generalnego. Pierwszy raz przyjechałem tutaj po kryjomu w 1948 roku, miałem wtedy 18 lat. Zastałem gruzy i ten dom, jako jeden z kilku, ocalał. Bardzo chciałem jeszcze kiedyś do tego domu przyjść.
– Co czuje teraz Józef Bocheński, kiedy spełniło się jego marzenie – udało się odsłonić tablicę upamiętniającą ostatnich komendantów, zamordowanych w 1940 r. przez NKWD?
– Jestem strasznie szczęśliwy. Teraz przyjeżdżam tutaj i siedzę w tym samym pokoju przy takim samym stole i w takim samym miejscu jak siedziałem z ojcem i matką. Tylko, że ich nie ma, ale jest pamięć.
Nowe Podkarpacie
A co strach was obleciał czy wyrzuty sumienia na starość?