70 lat temu przeprowadzono akcję „Pensjonat”
70 lat temu jasielskie więzienie „pękało w szwach”, było wypełnione wieloma członkami Armii Krajowej, w tym z Kedywu oraz innych formacji i organizacji ruchu oporu. Wówczas zapadła decyzja o ich odbiciu w ramach akcji „Pensjonat”.
Rozkaz komendanta okręgu krakowskiego AK dotyczący uwolnienia aresztowanych otrzymał Podokręg AK Rzeszów 14 lipca 1943 r. Przygotowujący akcję i kompletujący zespół uderzeniowy do jej przeprowadzenia, ppor. Zenon Sobota „Korczak”, zdawał sobie sprawę, że musi być ona opracowana i przeprowadzona perfekcyjnie, z zaskoczenia, szybko i sprawnie.
Kompletowanie zespołu i ustalanie terminu akcji…
Trójka jej przyszłych uczestników: Zbigniew Zawiła, Zbigniew Cerkowniak i Stanisław Kostka wyjechała z Przemyśla do Jasła 24 lipca 1943 r. Nikt z nich nie był nigdy w tym mieście, posługiwali się opisem i szkicem sytuacyjnym „Korczaka”. Szli z dworca kolejowego, minęli budynek więzienny i dotarli do willi Ludwika i Florentyny Madejewskich przy ul. Mickiewicza. Ten dom stał się ich kwaterą i miejscem przygotowań. Wspierała ich w tym patriotyczna i w różny sposób związana z AK czteroosobowa rodzina Madejewskich: inż. Ludwik Madejewski „Antoni”, „Łukasz”, jego żona Florentyna „Antonina”, „Łukaszowa” oraz ich synowie: Ludwik-junior „Krupa” i Zdzisław. W przygotowaniach akcji pomagali strażnicy więzienni – Jan Wawszczak i członek AK Józef Okwieka „Trójka”, który później wziął w niej bezpośredni udział.
Kilkakrotnie przesuwany termin ataku ostatecznie ustalono na noc z 5 na 6 sierpnia 1943 r. Miał go przeprowadzić zespół Kedywu Podokręgu AK Rzeszów: dowódca – ppor. Zenon Sobota „Korczak” i podlegli mu przybyli z przemyskiego ośrodka kryptonim „Leon” – plut. pchor. Zbigniew Zawiła „Żbik”, ppor. Zbigniew Cerkowniak „Boruta”, kpr. pchor. Stanisław Kostka „Dąbrowa” oraz harcerz Stanisław Magura „Paw” i plut. Józef Okwieka „Trójka”, obaj z tutejszego ośrodka Kedywu. Przez dwa dni zespół dywersyjny dopracowywał szczegóły i analizował cały przebieg akcji w pokoiku na poddaszu w willi Madejewskich.
5 sierpnia 1943 r. ….
W dniu jej przeprowadzenia, po odprawie zjedli obiad, następnie odbyli zbiorową lekcję języka niemieckiego oraz przygotowali swą broń. Na ich uzbrojenie składały się: jeden pistolet maszynowy typu bergmann, trzy visy, czeska zbrojovka, nagan, małokalibrowy pistolet typu browning i dwa ręczne granaty. Wówczas nadszedł niepokojący meldunek od „Trójki”, mówiący o tym, że gestapowcy zabrali na przesłuchanie majora Jana Ptaka. „Korczak” przez jakiś czas wahał się czy w związku z tym akcji nie przełożyć. Po krótkiej analizie zdecydował się jednak do niej przystąpić licząc, że wieczorem „Janek” zostanie odwieziony do więzienia. Wszystkim uczestnikom na tym zależało, gdyż mieli świadomość, że muszą go uwolnić ponieważ jest strasznie zmaltretowany, a w toku śledztwa zerwano mu wszystkie paznokcie.
Po kolacji ciągnące się minuty oczekiwania akowcy wypełniali wspólnym śpiewaniem i grą w szachy. Po godzinie policyjnej na poddaszu trwały ostatnie przygotowania do wyjścia. Wyszli jeden za drugim i skryli się pod osłoną nocy. Prowadził ich doskonale znający Jasło „Paw”. Między kroplami deszczu, cicho i ostrożnie forsując płoty, siatki i ogródki dotarli do zarośli znajdujących się przy ulicy oddzielającej ich od wejścia do więzienia.
Nerwowe oczekiwanie naprzeciwko bramy więziennej…
Ukryci za gęstymi krzewami w napięciu oczekiwali na znak mającego wkrótce wyjść z bramy „Trójki”. Nagle przed więzienie podjechały dwa samochody z Niemcami i skierowały swe światła na krzaki za którymi schowali się ludzie „Korczaka”. Na szczęście żadnemu z nich nie drgnęła ręka i nikt nie wystrzelił. Po chwili samochody wroga odjechały zostawiając po sobie odciśnięte w błocie ślady kół. Akowcy odetchnęli. Na krótko, bowiem już chwilę później tuż obok nich przeszedł uzbrojony patrol schupowców. Potem zapadła dłuższa cisza.
Tuż po dwudziestej trzeciej w uchylonej bramie więziennej błysnęło światło z lampy naftowej. Uczynił to „Trójka”, który skończył służbę i poprosił innego strażnika o wypuszczenie go na zewnątrz więzienia. Na umówiony znak jeden za drugim: „Korczak”, „Boruta”, „Żbik” i „Dąbrowa” sforsowali bramę i sterroryzowali otwierającego ją strażnika. „Boruta” natychmiast zamknął bramę, za którą pozostał na ubezpieczeniu i obserwacji „Paw”.
Za murem „Pensjonatu”….
„Korczak” ruszył ze swymi ludźmi pod gmach więzienia. „Żbik” prowadził rozbrojonego strażnika. Przejętym od niego kluczem „Trójka” otworzył furtę w kracie pod wartownią. „Korczak” i „Boruta” swym nagłym wejściem zaskoczyli grających w karty strażników, którzy nie stawili oporu i dali się im rozbroić. Następnie obaj skierowali się do mieszkań prywatnych wyciągając z nich pozostałych strażników. W tym czasie „Dąbrowa” udał się na drugie piętro i tam na oddziale politycznym pojmał kolejnego strażnika. Dołączył on do zamkniętych w piwnicznej ciemnicy.
Gdy „Korczak” i jego ludzie weszli do więzienia, większość więźniów już spała. Przystępując do ich wypuszczania, aby uniknąć paniki i zamieszania, akowcy postanowili udawać gestapowców. Chcieli jak najszybciej uformować kolumnę marszową i niezwłocznie opuścić więzienie. Aby zachować porządek „Trójka” do pomocy dopuścił tylko kilku najbardziej zaufanych z więźniów, m.in. Czesława Starzyka ps. „Natan” i Franciszka Krzyśkowa ps. „Koral”. Cele po kolei otwierał „Trójka”, a pozostali, w sposób typowy dla Niemców głośno krzycząc wyczytywali z kartki nazwiska i w języku niemieckim wzywali do wyjścia kolejnych więźniów. Przerażonych aresztantów ustawiano twarzami przy ścianie. Początkowo nikt nie domyślał się, że w tej chwili realizuje się ich sen o wolności. W ubranych w błyszczące, czarne płaszcze, wysokie buty i tyrolskie kapelusze, uzbrojonych mężczyznach nie rozpoznawali żołnierzy polskiego podziemia . Lecz kiedy po raz kolejny z twarzy dowódcy akcji spadła założona wcześniej pończocha, któryś z więźniów (a był to najprawdopodobniej Antoni Strahl) krzyknął: „Korczak”! – zapanowała ogromna radość, a śmiech mieszał się z płaczem. Opanowano jednak sytuację i zaprowadzono porządek.
„Dąbrowa” z grupą najbardziej sprawnych więźniów zszedł do piwnicy, gdzie „Trójka” rozdał im broń, dziewiętnaście starych manlicherów i amunicję. Z rozbitych magazynów więźniom rozdano różne części garderoby, koce i chleb na drogę. Z pieniędzy, które przyniósł ze sobą „Korczak”, „Żbik” podzielił między nich jako zapomogi po kilkaset złotych.
W oczekiwaniu na „Janka”…
Zaczęto ustawiać kolumnę marszową. Uzbrojeni więźniowie mieli stanowić przednią i tylną straż. Okazało się, że w jednym z pomieszczeń śpi jeszcze będący na usługach niemieckich strażnik Jan Musiał. Aby nie zaalarmował hitlerowców, pod jego drzwi udali się „Boruta”, „Dąbrowa” i „Trójka”. Ten ostatni zapukał do drzwi i zawołał do znajdującego się tam strażnika, że wzywa go naczelnik. Kiedy drzwi się uchyliły, „Boruta” zablokował je butem i przystawił do piersi obudzonego lufę swego visa. Tamten chwycił za nią chcąc ją skierować w kierunku twarzy „Boruty”. Przez chwilę walczyli ze sobą. Nagle padł strzał. Ranny w rękę strażnik już nie stawiał oporu. „Dąbrowa” i „Żbik” założyli mu opatrunek i odprowadzili go do piwnicy.
Pomimo wcześniejszych oczekiwań, że major Ptak zostanie odwieziony po przesłuchaniu do więzienia, wśród uratowanych go nie było. „Korczak” postanowił poczekać jeszcze pół godziny. Liczył na to, że może „Janek” zostanie jednak przywieziony z „Bursy”. Niestety czas upłynął i podjął decyzję, że dłużej czekać nie można. Jak się okaże, następnego dnia hitlerowcy rozstrzelają rotmistrza Ptaka w lesie warzyckim. Przed wyjściem akowcy przecięli jeszcze kable telefoniczne na wartowni. Ustawiającą się kolumnę marszową „Korczak” pouczył, że po wyjściu z budynku nie wolno im rozmawiać i palić papierosów oraz nakazał, że muszą bezwzględnie słuchać rozkazów. W międzyczasie „Boruta” poinformował innych więźniów pozostających w celach, w tym pospolitych i kryminalnych, że po piętnastu minutach mogą je opuszczać i uciekać.
Wyjście…
Około godziny 0.30 „Korczak” z „Borutą” wyprowadzili całą grupę więźniów. W środku kolumny pieczę nad uwolnionymi sprawował „Żbik”, a strażą tylną dowodził „Dąbrowa”. Przewodnikiem całej przeszło 70-osobowej grupy był dobrze znający okolice Jasła „Paw”. Po wyjściu zasadniczej grupy, po kilkunastu minutach, grupkami lub pojedynczo uciekali poza teren miasta inni więźniowie. W tym czasie obudził się śpiący na wieżyczce wartowniczej strażnik Stanisław Gunia. Uwolnił uwięzionych strażników. Zaczęli zbierać znajdujących się jeszcze na podwórzu i wewnątrz budynku więźniów. Do budynku powróciło też kilka osób, które obawiały się o los zagrożonych represjami swych rodzin. Gunia zaczął strzelać w powietrze by zaalarmować Niemców i sprawić wrażenie, że stawiali opór. Dwóch strażników udało się biegiem do siedziby gestapowców. Wszystkie służby hitlerowskie w mieście zostały postawione na nogi. Ogłoszono alarm w całym regionie. Od świtu obstawiono skrzyżowania dróg, rozpoczęto penetrację lotniczą, przeszukiwania okolicznych wsi, pociągów i stacji kolejowych. Wieść o uwolnieniu więźniów politycznych pod bokiem silnych formacji hitlerowskich rozeszła się po Jaśle i regionie lotem błyskawicy i napawała serca Polaków otuchą oraz nadzieją na lepsze czasy.
Wiesław Hap
Piękna akcja, którą zainteresował się sam Hans Frank 🙂
Jako młody człowiek zainteresowany czasami wojennymi zwiedziłem ruiny bursy/panorama/aktualnie domu kultury/ oraz odkryliśmy przejście z jednej z kamienic w rynku pod aktualnymZUS-em na zielony rynek,ze śladów pozostawionych w tunelu przypuszczam,że tamtędy uciekali ludzie nad jasiołkę z centrum.Dziwi mnie fakt,że nasi historycy nie badali takich miejsc i o tym nie napisali,przejście podziemne z bursy było zasypane,ale udało się przejść pod rynkiem na zielony rynek tam gdzie stały Taxi bagażowe.Ten tunel podczas budowy ZUS-u został zabezpieczony przez budowlańców klapą czyli władze o tym wiedziały,a do dzisiaj na ten temat cisza,w Krośnie było podobnie może i u nas ktoś się odważy i ujawni… Czytaj więcej »