Państwo nie chce zapłacić za badanie ratujące życie
Tętniaka aorty lub innych naczyń tętniczych może mieć w regionie ok. 200 tys. osób. Niezdiagnozowane często kończą się śmiercią.
Niestety, tylko jeden procent tętniaków jest diagnozowanych, a potem leczonych operacyjnie, kilkadziesiąt proc. z nich pęka i chory umiera (często przed przyjazdem karetki pogotowia). Można byłoby zminimalizować to ryzyko, gdyby przeprowadzić przesiewowe badania w kierunku tętniaka. Tętniaka aorty brzusznej może wykryć trwające 5 minut USG brzucha, którego koszt to ok. 100 zł. Jest jednak jedna przeszkoda. Jaka? Nikt nie chce za to zapłacić.
– Trzy, cztery lata temu mieliśmy być koordynatorem ogólnopolskich badań w kierunku tętniaka na Podkarpaciu. Z braku funduszy nic z tego nie wyszło. A szkoda, wykrycie tętniaka jest równoznaczne z niedopuszczeniem do jego pęknięcia. Mały jest pod stałą obserwacją, duży zostaje zlikwidowany. To wszystko – mówi dr n. med. Adam Uryniak, konsultant wojewódzki ds. chirurgii naczyniowej, szef Centrum Chirurgii Naczyniowej i Endowaskularnej w Rzeszowie.
Wszystko. I aż wszystko. Dlaczego zatem, mimo że tętniak jest jak tykająca bomba, nie robi się tego typu badań w Polsce, na Podkarpaciu? Ostatnie, o jakich donosiły media to badanie przeprowadzone w ubiegły weekend w Bytomiu, Wśród zaledwie kilkuset osób wykryto kilkadziesiąt przypadków tętniaka. Tym samych lekarze uratowali im życie.
Przeczytaj pełny tekst artykułu w papierowym wydaniu Super Nowości.