Podkarpacie masowo się wyludnia
Do 2050 r. liczba wszystkich obywateli w naszym kraju może zmniejszyć się aż o 4,5 mln osób. Z badań GUS wynika, że do 2050 r. polska populacja skurczy się o 14 proc. obywateli do łącznej liczby 34 mln mieszkańców. Niebezpieczne prognozy dotyczą również Podkarpacia, na terenie którego od dawna współczynnik narodzin jest zdecydowanie niższy niż współczynnik zgonów. Czy rzeczywiście grozi nam stopniowe wyludnienie?
Analizy GUS potwierdzają, że znajdujemy się obecnie w trudnej sytuacji demograficznej. Na Podkarpaciu niemal każdy region – z wyjątkiem Rzeszowa – zagrożony jest depopulacją. Dlaczego? Przede wszystkim chodzi o ujemny przyrost naturalny oraz migrację. To z kolei spowodowane jest naszą niepewną sytuacją finansową, problemami ze stabilnością oraz zatrudnieniem. – Jeżeli młodzi ludzie będą mieć prace, to łatwiej będą podejmować decyzje prokreacyjne – mówi dr Barbara Marek-Zborowska, rzeszowska socjolog. To niezwykle ważne, gdyż obecny wskaźnik dzietności na poziomie 1,29 nie gwarantuje „ciągłości” naszej populacji. Rząd chce, aby za 10 lat wynosił on już 1,6, jednak aby skutecznie zatrzymać „wymieranie” Polski powinien on osiągnąć 2,0.
Rodzi się coraz mniej dzieci
Ze szczegółowych badań GUS dotyczących konkretnych gmin wynika, że niemal większość samorządów z naszego regionu w perspektywie najbliższych kilkunastu lat odnotuje spadek ludności w wieku produkcyjnym. Przykładem może być demografia podrzeszowskiej gminy Świlcza: 2018 r. – 10 393 os. produkcyjnych; 2022 r. – 10 160 os.; 2026 r. – 9997 os.; 2030 r. – 9820 os. Zbliżona sytuacja będzie dotyczyć m.in. gmin: Błażowa, Dynów, Hyżne czy Lubenia. Całe Podkarpacie popada w kryzys. W 10 największych miastach województwa – z wyłączeniem Rzeszowa – od 2000 r. ubyło 26 tys. osób. To konsekwencja braku przyrostu naturalnego, ale nie tylko.
– Istotna jest również kwestia migracji oraz fakt, że nie ma u nas przepływu ludności z innych regionów – zaznacza dr Marek-Zborowska. Za parędziesiąt lat może okazać się, że Podkarpacie tworzy „społeczeństwo staruszków”, a to wpłynie na ekonomię regionu oraz całego państwa. Co wówczas się stanie? – Na pewno dojdzie do redukcji emerytur, a świadczenia mogą być takie jak w 1989 r., kiedy starczały jedynie na tydzień życia – tłumaczy Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. Obciążenie systemu emerytalnego może z kolei odbić się na innych sferach naszej gospodarki, zachwiać rynkiem pracy oraz codziennością. – Skoro nie będzie pieniędzy, to trudno wyobrazić sobie, aby przyszłe pokolenia zaakceptowały skromne życie – dodaje Sadowski.
Kamil Lech
Super Nowości